poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 1: "Droga do gwiazd nie jest łatwa z ziemi."


Wszystko zaczęło się w Londynie, a właściwie w jednym z londyńskich szpitali na Great Ormond Street, gdzie narodził się blondwłosy chłopczyk imieniem Thor. Rodzice nie posiadali się ze szczęścia.
Jednak to nie o nim będzie owa historia.
No, przynajmniej nie w całości.
Po drugiej stronie szpitala miały miejsce narodziny drugiego chłopca. Czarnowłose maleństwo o zielonych oczkach i różowych, pyzatych policzkach tkwiło w ramionach, zdawać by się mogło, troskliwej matki. Było zbyt malutkie by zapamiętać jej twarz, czy chociażby fiołkowe perfumy, których zapach roznosił się w całej sali.
Kobieta nie wyglądała na radosna, czy też zadowolona z powodu przyjścia chłopca na świat. Na jej twarzy ani razu nie pojawił się uśmiech. Kiedy dzieciatko zamknęło oczka, ukołysane rytmem oddechów swe matki, ta oddala je w ręce pielęgniarek, i nigdy więcej go już nie zobaczyła. Jedynym śladem, jaki po sobie zostawiła, było niewyraźnie wpisane nazwisko w karcie urodzenia bezimiennego chłopczyka.
Lecz ktoś, lub tez coś, chciało, by losy tej dwójki, z pozoru różnych od siebie dzieci, splotły się.
Gdy blondwłosa kobieta spoglądała przez zimna szybę oddziału noworodkowego, gdzie leżał malutki Thor, dostrzegła czarnowłose maleństwo. Dziecko wyciągało przed siebie drobne raczki, zupełnie jak gdyby chciało pochwycić coś zupełnie nieuchwytnego.
Kobieta przyglądała się temu z zaciekawieniem i delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Twoja mama musi być szczęśliwa, ze ma takiego synka... - powiedziała cicho do siebie.
 Słowa jej usłyszała przechodząca obok pielęgniarka.
- Mówi pani o tym czarnowłosym chłopczyku? Niestety, kobieta, która go urodziła opuściła go niemal od razu po porodzie. - oznajmiła stając obok i wpatrując się w kruche, niemal eteryczne dzieciatka znajdujące się za szyba oddziału. Można było odnieść wrażenie, ze pomieszczenie to jest ich jedyna ochrona, przed światem zewnętrznym, na który zostały zesłane.
- Dlaczego?
- Nie odzywała się do nikogo ani słowem. Po prostu w milczeniu trzymała go w ramionach, a kiedy usnął, zniknęła. Może nie miała warunków, żeby go wychować? A może po prostu nie była przygotowana na macierzyństwo? Kto to wie?.. - wzruszyła ramionami. - A pani...?
- Frigga, Frigga Odinson. - odparła blondwłosa kobieta. Na jej twarzy nadal widniał uśmiech, lecz wyraźnie posmutniała. - Przyszłam spojrzeć na swojego synka, ale coś mi mówi, że nie opuszczę szpitala tylko z nim.
I tak też się stało. Słowa pielęgniarki, pozornie nic nieznaczące, stały się punktem zwrotnym w życiu czarnowłosego chłopczyka. Dostał szanse od losu ponownie otrzymując matkę i nowa rodzinę.
Odinsonowie należeli do ludzi zamożnych. Zamieszkiwali jedna z najbogatszych londyńskich dzielnic. Frigga przez pewien czas zajmowała się urządzaniem wnętrz, dla wybrednych, znudzonych i przy okazji zaopatrzonych w spory budżet londyńczyków.
Odyn dla odmiany prowadził stworzone przez siebie imperium- znaną w całej Wielkiej Brytanii gazetę The Asgardian. Ludzie z branży nazywali go często jednookim ojcem chrzestnym, gdyż nosił przepaskę na prawym oku, które rzekomo stracił podczas wojny.
Wiedział, na kogo postawić, komu pomoc w rozwinięciu kariery i czyja świeczkę sławy ewentualnie przygasić. Konkurencja wolała mieć w nim sojusznika, niżeli wroga, dlatego też powodziło mu się nadzwyczaj dobrze.
Pani Odinson poświęcała się dwójce swych potomnych całym sercem. Pielęgnowała ich i wychowywała najlepiej jak tylko potrafiła. Mąż zazwyczaj nie wtrącał się w metody wychowawcze, jakie stosowała Frigga. A jeśli już mu się to zdarzało, to kary, jakie wymierzał były nieproporcjonalne do występków popełnionych przez synów. Jedynym problemem był fakt, iż Odyn nie potrafił do końca zaakceptować Lokiego - bo tak właśnie nazwany został zielonooki chłopiec. Bez względu na wszystko, Thor zawsze zajmował nadrzędne miejsce w sercu swego ojca. Zarezerwowane jedynie dla prawdziwego syna.
Na osiągniecia przybranego potomka Odyn często reagował wymuszonym przez żonę entuzjazmem. Frigga prosiła go, by nie faworyzował jedynie ich prawdziwego syna. To, ze drugi został im zesłany przez los, nie powinno czynić go gorszym. Chciała, by czuł się tak samo kochany. Było to jednak jedno z tych życzeń, którego Odyn nie mógł spełnić. Loki nigdy nie usłyszał z ust ojca, tak bardzo wyczekiwanych przez siebie słów. Pragnął, by był z niego tak samo dumny, jak z brata.
Z pewnością stało się to pośrednią, jeśli nie bezpośrednią przyczyną, przez którą relacje miedzy braćmi, nie należały do łatwych. Loki zmuszony był żyć w ciągłym cieniu brata, co powodowało wieczne konflikty i wrzaski niezadowolenia po obu stronach barykady. Chłopcy nie potrafili znaleźć wspólnego języka porozumienia. Chociaż zdarzały się krótkie chwile, kiedy zapominali o tym, jak bardzo się od siebie różnią. Obaj, bowiem uwielbiali słuchać opowieści snutych przez matkę. Siedzieli wtedy przy kominku, opatuleni tym samym kocykiem, wsłuchując się w uspokajający glos Friggi.
Lecz nic z reguły nie trwa wiecznie.
Czas mijał, a bracia dorastali rozwijając swoje zainteresowania i poszerzając wiedze. Thor, nigdy nie wykazywał zbytniego entuzjazmu, co do przedmiotów zarówno humanistycznych, jak i ścisłych oraz szkoły, jako instytucji mającej przygotować młodych ludzi, do bycia wartościowymi członkami społeczeństwa. Zajęcia wychowania fizycznego, były jedyną rzeczą, która potrafiła zaabsorbować go na dłużej niż pięć minut. Uwielbiał ruch w każdej postaci. Maratony, pchniecie kula, rzut oszczepem - to było jego życie. Uznaniem Odinsona cieszyły się również wszelkie dodatkowe zajęcia sportowe, tak wiec uczęszczał na karate, boks i taekwondo.
W późniejszym czasie prym w jego młodzieńczym życiu zaczęły wieść imprezy i kumple, co miało swoje odbicie w wynikach, jakie osiągał, a nie należały one do zbyt wysokich. Wystarczały, by bez problemu przeszedł z jednej klasy do drugiej. Należy również bezwzględnie napomnieć, ze młody Odinson wybrał się na studia jedynie z powodu stypendium sportowego, jakie przysługiwało mu za zdobyte sięgnięcia. I oczywiście, by spełnić, i tak niewygórowane wymagania, które stawiał przed nim Odyn.
Loki był całkowitym przeciwieństwem Thora. Odkąd nauczył się czytać, otaczał się stertami książek, które nagminnie pochłaniał. Zdarzało się, że zarywał noce, by dokończyć absorbująca lekturę, za co otrzymywał reprymendy od matki, kiedy zasypiał z twarzą na swoim śniadaniu. Nauka sprawiała mu prawdziwa radość. Jeśli natrafiał na coś, co przysparzało mu problem, siedział uparcie nad podręcznikiem analizując wszystko do póty, do póki tego nie zrozumiał. Uparcie, niczym alpinista starający się zdobyć Mount Everest, na wszelkie możliwe sposoby, próbował wybić się z cienia idealnego, w oczach Odyna, brata. Osiągał nieprzeciętne wyniki w nauce, wygrywał konkursy i występował w przedstawieniach teatralnych, mając nadzieje, ze uda mu się w końcu zaistnieć i zyskać uznanie w oczach surowego ojca.
Zamiast na zakrapianych alkoholem imprezach, jak to robił Thor, skupiał się na tym, co mogło zagwarantować mu przyszłość. Dzięki swojemu samozaparciu ukończył liceum z wyróżnieniem, co zapewniło mu stypendium na Oksfordzie. Równie dobrze, mógł wybrać się do najlepszej ze szkół teatralnych w Wielkiej Brytanii, wolał jednak studiować kierunek zgodny ze swoimi zainteresowaniami - literaturę angielska.
Od zawsze uwielbiał sztuki napisane przez Szekspira. Może to z powodu prawdziwości bohaterów przez niego wykreowanych? A może intryg, jakie przewijały się na stronicach jego dziel? Loki nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć. Sam lubił czasami usiąść w zaciszu swojego pokoju z kartka przed nosem i długopisem w dłoni. Nigdy jednak nie zdobył się na odwagę, by pokazać światu zapisane przez siebie zeszyty, które chował w odmętach biurkowej szuflady.
O tym, że jest adoptowany dowiedział się znacznie później. Gdy oboje z Thorem zakończyli beztroskie, studenckie życie i wkroczyli w, jak się miało później okazać, brutalną dorosłość. Ojciec postanowił przekazać jednemu z nich swoje imperium. Loki przez cały ten czas myślał, ze Odyn powierzy je właśnie jemu. Odpowiedzialnemu i mądremu synowi, który będzie wiedział, jak je poprowadzić.
Nie miał nawet pojęcia, jak bardzo się mylił.
Wbrew wszelkim założeniom, majątek Odinsonów został oddany w ręce niewłaściwej, zdaniem Lokiego, osoby. Thor nie posiadał wystarczających umiejętności, by zarządzać Asgardianem. Nie był oczytany, i właściwie nie interesował się niczym, co proponowały dzisiejsze gazety. Drugi syn wydawać się mógł znacznie lepszym wyborem, Odyn jednak nie wziął go choćby pod uwagę.
Zastanawiasz się pewnie drogi czytelniku, co zatem przysługiwało Lokiemu? Otóż całe pięć tysięcy funtów w gotowce i słowa "Wierze, że kiedyś uda Ci się coś osiągnąć".
Czarnowłosy nie potrafił pogodzić się z takim upokorzeniem. Podczas kłótni, kiedy to starał się wywalczyć to, na co pracował przez dotychczasowe życie, usłyszał od Odyna, że ten nie jest, nigdy nie był, i nie będzie jego synem. Padło również nazwisko, które w późniejszym czasie przyjął, jako własne.
Nie umiał jedynie zrozumieć, dlaczego Frigga nie powiedziała mu prawdy. Jedyna osoba, która go rozumiała, i której ufał, zataiła przed nim tak ważna informacje. Chciała go ochronić? Prawdopodobnie. Matki często podejmują trudne decyzje, dla dobra swych dzieci, lecz miał przecież prawo wiedzieć, kim tak naprawdę jest.     
Czuł się zraniony.
Przez długi czas nie odzywał się do nikogo. Nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na listy, ani maile. Wyprowadził się na przedmieścia Londynu, z cichą nadziejaą uporządkowania sobie życia na nowo.
Bez niczyjej pomocy.
Wynajął niewielkie, lecz przytulne mieszkanie w ceglanym bloku na South End, które stało się jego nowym domem. Na początku, ciężko było mu znaleźć jakąkolwiek pracę. Wytrwale przeglądał setki gazet, szukając czegoś odpowiedniego dla siebie. Chodził na rozmowy o pracę. Starał się przekonać pracodawców, że jest właściwą osobą, i że to właśnie jego szukają. Ostatecznie wszyscy udawali zachwyt i odsyłali go ze słowami: „Zadzwonimy do Pana”.
A jak powszechnie wiadomo rozmowy kwalifikacyjne nie wyżywią ani nie opłacą czynszu, tak więc, nasz Loki był w międzyczasie barmanem, sprzedawca w sklepie z antykami i bibliotekarzem, a czasem zdarzało mu się grywać pomniejsze role w pobliskim teatrze. Jednak nawet to ostatnie nie sprawiało mu już przyjemności.
Ostatecznie poprzestał z tym wszystkim, kiedy znalazł w końcu pełen etat w jednej z konkurencyjnych gazet na rynku, która zaciekle rywalizowała z The Asgardian. Wtedy również w życiu Lokiego, miała miejsce komplikacja, a ścisłej ujmując to trzy.
Po ciężkim dniu w biurze, narzekaniach szefa, jakie to jego artykuły nie są be, i fe, wrócił do domu i klnąc pod nosem powędrował wprost do lóżka. Lecz niedane mu było zaznać tego słodkiego stanu, jakim był sen.
Niedługo po północy, usłyszał zawodzenie pod drzwiami swojego mieszkania. Miał wrażenie, jakby stado nieznośnych przedszkolaków pozbawione zostało w jednej chwili wszystkich swoich zabawek. Nie minął się całkiem z prawda, gdyż, kiedy otworzył drzwi, jego oczom ukazał się wózek. Pod pomiętym kocykiem leżały trzy, niewielkie istotki, które, jak zdarzył zauważyć Laufeyson, były źródłem nadmiernych decybeli.
Wyszedł z mieszkania i rozejrzał się na korytarzu w poszukiwaniu matki tegoż niezwykłego trio. Lecz jedyne, co znalazł to karteczka, która zdążyła paść ofiara jednego z niemowlaków. Z niesmakiem odebrał ośliniony skrawek papieru małemu potworkowi i począł wodzić wzrokiem po spisanych w pospiechu literach.

„Do tego, do którego trafią moje najdroższe dzieci,
Wiedz, że nie porzucam ich z braku miłości. Jest to jedna z tych decyzji, które musi podjąć bezradna matka, by zapewnić swoim pociechom znacznie lepszy byt, niźli przy jej własnym boku. Nie oceniaj mnie i nie potępiaj. Gdyby tylko było to możliwe, to nigdy nie posunęłabym się do tego czynu. Nie ma gorszej rzeczy dla matki, niż rozłąka z dziećmi, które przez dziewięć miesięcy nosiła pod własnym sercem. Pewnie nigdy więcej nie będzie mi dane ich zobaczyć. Nie usłyszę pierwszych, wypowiedzianych przez nie słów. Nie ujrzę ich pierwszych nieporadnych kroków. Nie będzie mnie przy wszystkich tych ważnych rzeczach, przy których powinna być matka. Wiem to, i pomimo rozdzierającego moje serce bólu, czuję, że postępuję słusznie. Nie wiem, kim jesteś. Nie wiem nawet, czy przeczytasz tych kilku słów. Nie śmiałabym nikogo prosić, by wziął na siebie brzemię, jakim jest rodzicielstwo. Zatem jeśli nie możesz im pomóc, to proszę, przekaż je w dobre ręce. Komuś, kto będzie w stanie pokochać je całym sercem i zapewnić godny byt.
Pani X”

Loki spoglądał to na trzymaną w rękach kartkę, to na niemowlaki, które w dalszym ciągu zakłócały nocną ciszę manifestując swoje niezadowolenie.
Słowa spisane przez Panią X dały mu w pewnym sensie do myślenia i sprawiły, że jego zimne dotychczas serce, nie mogło pozostać niewzruszone. W prawdzie nie miał zielonego pojęcia, jak zajmować się dziećmi, ale z drugiej strony nie mógł przecież zostawić ich na korytarzu. Nie zamierzał ich też przygarnąć. Chciał im tylko pomóc. Do czasu znalezienia im odpowiedniej rodziny, oczywiście.
Z wahaniem złapał za rączki starego wózka i wciągnął go do mieszkania. Pozwolił tym samym, by trzy małe potworki, którym chciał okazać odrobinę serca, wywróciły jego dotychczasowe życie do góry nogami.

Wszystko ma swój początek.

Witam wszystkich serdecznie, na skrawku internetu, który sobie bezkarnie - a jakże by inaczej - przywłaszczyłam. Przyznam, że przez bardzo długi czas zastanawiałam się, czy warto zakładać bloga z opowiadaniem, bo jako urodzona pesymistka, uważam się za pisarskie beztalencie ze zbyt wygórowanymi ambicjami - czy słusznie prawię? Pozostawię to waszej ocenie. Postanowiłam się jednak ujawnić i spróbować, a co za tym idzie, zasypię was z premedytacją swoimi skromnymi pracami, niczym śnieżna lawiną aplinistów na górskim stoku. Nie obiecuję, że rozdziały pojawiać się będą w wyznaczonym przeze mnie dniu, bo byłoby to kłamstwem - czasem mam więcej chęci, niźli samego zapału. Lecz obiecuję, że będę się starać, by sprostać wszelkim napotkanym trudnościom. Rozdziały mogę publikować z mniejszymi, lub też większymi odstępami, ze względu na szkołę i matury, które mnie niebawem czekają - tak, matura to bzdura, każdy to wie, a trzeba się i tak postarać żeby JAKOŚ, w miarę dobrze ją zdać. 
Jeśli chodzi o pierwsze z moich opowiadań, to będzie komedio-dramat, osadzony w dzisiejszych czasach, w Londynie. Wystąpią w nim, jak można się domyślić, postaci z Thor'a (no, i może kilka wymyślonych przeze mnie), a w rolach głównych oczywiście Loki i Sigyn (takie przynajmniej założenia ma autor - czyli ja). O czym będzie? O trudach rodzicielstwa, jakim będzie zmuszony sprostać nasz drogi Pan Laufeyson, o sporach rodzinnych w domu Odinsonów, i niedokońca zrozumiałym uczuciu Lokiego do Panny Sigyn, aktorki z pobliskiego teatru. Jednym słowem? Samo życie! :)
Pozostaje mi więc mieć nadzieję, że pojawią się jacyś śmiałkowie i posłużą dobrą radą :)