czwartek, 23 października 2014

Informacja

Wróciłam z Poznania - i tak, od dzisiaj, po mału będe nadrabiać zaległości i pisać kolejny rozdział. Jest mi strasznie głupio, że tak wszystko "odwlekam", że nie wiem, jak mam was przepraszać - po prostu nie chcę, żebyście mieli wrażenie, że was ignoruję, bo tak nie jest... Zwyczajnie zdarza się (w moim przypadku dość często), że los podkłada spore kłody pod nogi. Kiedy myślałam, że wszystko będzie szło już z górki, okazało się, że strasznie się myliłam. Wyobraźcie sobie czwartkowy wieczór, taki niczym się nie wyróżniający. Oglądacie sobie spokojnie telewizję, czytacie książkę, kiedy nagle słyszycie niepokojące hałasy z góry - jako, że sąsiad do "spokojnych" nie należy, nie przejełam się zbytnio - a potem dochodzi do waszych uszu ten straszny odgłos kapiącej wody. W pierwszej chwili, myślicie, że wam się przesłyszało... Kiedy ten natrętny odgłos się nasila, podażacie za jego źródłem i okazuje się, że z sufitu kapie wam już spory strumyczek wody... Myślałam, że dostanę zawału. W ciągu nastepnych kilku minut, niewielkie kapanie przerodziło się w ulewny deszcz - nie starczało mi garnków i misek, żeby to wszystko zbierać... A kiedy zaczęło kapać w kuchni spanikowana zadzwoniłam do rodziców błagając, żeby wrócili do domu, bo zalewa mieszkanie... Całej reszty łatwo się domyślić - spółdzielnia zakręciła wodę w pionie, co by nas bardziej nie zalało, załatali rurę od wyrwanego junkersa, a potem kilka sąsiadek pomagało zbierać wodę z podółg i mebli. Uratował się jedynie duży pokój, do którego wynosiłam w biegu książki. Moje centrum dowodzenia jest jeszcze nie zdatne do użytku - znaczy się, komputer ocalał, bo stał na podwyższeniu i drogi do niego bronił bohaterski czerwony dywanik, któremu jestem wdzięczna - ale cała reszta jest jeszcze wilgotna i jak na razie rezyduję w jedynym suchym pomieszczeniu wraz ze stosami moich książek, a jedynym źródłem komunikacji ze światem zewnętrznym jest stary laptop, który dotychczas służył mi tylko jako maszyna do pisania... Pozostaje mi tylko wziąć się w garść, nie narzekać i nie zawieść was tym razem! 

2 komentarze:

  1. Ojej, współczuję. Wiem co znaczy zalane mieszkanie...
    Będę czekać na Ciebie, powodzenia! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko współczuję, nieźle was sąsiad urządził ale mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy.
    Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń